Co jakiś czas nachodzi mnie refleksja, że po co ja ciągle tyle czytam, skoro rzadko kiedy jestem w stanie sobie przypomnieć, o czym wczoraj czytałem w gazecie, a tym bardziej w necie. Co tam zresztą wczoraj – nawet zaraz po wyłączeniu komputera nie zawsze jestem w stanie powiedzieć, co przeglądałem przez ostatnią godzinę czy dwie.
Po części wynika to oczywiście z niedostatków ludzkiej pamięci, która nie jest zbyt solidna ani też dostosowana do przyjmowania dużych ilości informacji. Po części z tego, że nie jest również porządnie indeksowana, więc dopiero po trafieniu drugi raz na ten sam artykuł przypomnę sobie, że już go czytałem. Po części z tego, że siłą rzeczy większość tych informacji faktycznie nie jest aż tak ważna, żeby je przechowywać. Ale też na pewno po części z tego, że internet systematycznie osłabia zdolność koncentracji, przyzwyczajając nas do skanowania tekstów zamiast solidnego ich czytania, co się prędzej czy później skończy powszechnym intelektualnym ADHD, o ile już to nie nastąpiło…
Ale starczy już tej dygresji. Wracając do tematu – ilekroć mnie ta refleksja nachodzi, przypominam sobie (dla usprawiedliwienia?) poniższą anegdotkę:
Pewien młody mnich płukał właśnie jarzyny, gdy zbliżył się do niego jeden z braci i chcąc wystawić go na próbę, zapytał:
– Mógłbyś mi powiedzieć, o czym dzisiaj w porannej homilii mówił nasz starzec?
– Nie pamiętam już – wyznał młodzieniec.
– To po co słuchałeś tej homilii, jeśli jej nie pamiętasz?
– Widzisz, bracie: woda obmywa moje jarzyny i nie zostaje w koszu, a przecież jarzyny są potem czyste.
Nie da się ukryć, że coś w tym jest. Ale z tej analogii wynikałoby, że siedzenie w necie to forma dobrowolnego prania mózgu – i również coś w tym jest…
Komentarze
Parę dni temu włączyłam sobie ekranizacje ostatniej części Harry’ego Pottera. Doszłam wtedy do wniosku, że nie mam zielonego pojęcia, jak idzie fabuła, choć książkę przeczytałam dwa razy. Nie zapamiętałam nawet głównego wątku – poza jakimiś szczegółami. Potem przypakiem ktoś mnie zapytał o jedną z głównych postaci Bastionu Kinga a ja kompletnie nie wiedziałam, o kogo chodzi, choć i tę lekturę mam za sobą. Raz zdarzyło mi się pożyczyć nieodpowiedniej osobie książkę pełną scen przeznaczonych dla „innego” czytelnika, bo kompletnie zapomniałam, że one tam są. Tak więc tak, nie jesteś sam w swoim zapominaniu.
Czy czytanie gówna w Internecie wypiera mózg? Być może. Ja tam jednak wierzę, że coś zawsze zostanie i nawet jeśli nie będzie to super-ważna wiedza, to przynajmniej lepiej poznam otaczający mnie świat – a to już zawsze coś.
Z książkami akurat nie mam problemu (może oprócz postaci – zwykle bardzo szybko zapominam jak się nazywał nawet główny bohater, o innych nie mówiąc), natomiast wszelkie pomniejsze lektury wpadają jednym okiem/uchem i wypadają drugim, ale faktycznie coś tam zwykle zostaje i z czasem trochę tego osadu się nazbiera.
Problem tylko w tym, że im więcej informacji, tym słabiej mózg reaguje na kolejne (jak u narkomanów, którzy potrzebują coraz mocniejszych prochów – niezbyt optymistyczna analogia, ale przynajmniej przedawkowanie raczej nie grozi) i tylko patrzeć, jak zacznie je w ogóle ignorować – a wtedy to dopiero będzie bieda…
Jeśli chodzi o książki, to dla mnie istną męczarnią był Cryptonomicon. W pewnym momencie zacząłem robić notatki, bo po paru stronach pierdolenia o jedzeniu jakichś tam chrupek z zimnym mlekiem, albo bzykaniu w rajstopach zapominałem o czym w ogóle jest ta książka…
A może to efekt tego, że wszystko co akurat czytasz, jest tymczasowe. Niusy za datą ważności na jeden dzień. I wiesz o tym, nawet instynktownie.
Ewentualnie: to całe twoje przeglądanie internetu i gazet jest jak rzut okiem na kontrolki urządzenia, które pracuje prawidłowo. Czytasz, że wszystko jest jak było, nie ma żadnych wyjątkowo strasznych rzeczy – nie ma powodu wszczynać paniki i zapamiętywać.
A z zupełnie innej strony: czy nie jest tak, że owszem nie pamiętasz, że czytałeś o sprawie X, ale jeśli ktoś zapyta cię o coś z związku z nią, od razu udzielasz odpowiedzi na podstawie tych nie pamiętanych informacji?
To trzeba, żeby była o czymś innym?:P
@hcz
Nie wiem, co ludzie mają z tym Cryptonomiconem. Mi się czytało dobrze, dygresje i dłużyzny nawet nie przeszkadzały. W porównaniu z taką „Tęczą grawitacji” to naprawdę kaszka z mleczkiem.
@Sigvatr
Teksty naukowe, reportaże i inne takie na pewno nie mają jednodniowej daty ważności, a też z ich zapamiętywaniem bywa różnie.
Na pewno w jakiejś mierze tak jest (jak wspomniałem we wpisie, ludzka pamięć nie ma dobrego indeksowania), ale pytanie, jakiego procentu informacji to dotyczy? W głowie na pewno wszystko nie zostaje, nawet w takiej nieuporządkowanej formie.
@Sigvatr: no jakoś wolę bez ;)